Odkąd postanowiliśmy nakręcić film, cały personel firmy zaczął się zachowywać… dziwnie. Pracownicy zbierają się wokół dystrybutorów do wody i rozprawiają na temat „antagonistów”, „retrospekcji” i „dynamiki rozwoju postaci”. W dyskusjach odbywających się między boksami można usłyszeć takie zdania jak: „Odpada! Scarlett Johansson jest latem zajęta!” albo „Zgadzam się, że DWIE sceny bitewne byłyby kosztowne, ale może chociaż jedna?”, albo „Naprawdę? George Clooney to już nie to samo co kiedyś, kochana!”, a nawet „Myślę, że idealnie nadaję się do głównej roli! Patrz, jakie mam mięśnie brzucha!”
Nie żeby kierownictwu to przeszkadzało. Oni również godzinami gapią się tępo w przestrzeń, rozważając fabułę filmu, który SMW zamierza wyprodukować.
Jednym słowem, w firmie zawrzało. Zachęcani przez szefa, pracownicy zaczęli podrzucać swoje pomysły na film:
- Informatycy chcieliby wykorzystać tematykę zombie, ale pod nowym kątem. Owszem, byłoby w tym trochę krwi i nagości, ale nic szczególnie oburzającego w porównaniu np. z Maczetą czy serialami puszczanymi ostatnio na HBO.
- Kierownictwo widziałoby historię emerytowanego dyrektora naczelnego, który sprzedaje akcje swojej firmy, by oddać się pasji swego życia – wspinaczce górskiej. Jednak zamiast ruszyć na Mount Everest, w ostatniej chwili postanawia wrócić, by uratować swoją firmę przed bankructwem.
- Redakcja wyobraża sobie komedię romantyczną, której bohaterką byłaby atrakcyjna kobieta pracująca w średniej wielkości firmie projektującej multimedia. Pewnego dnia spotyka ona przystojnego mężczyznę (może być w typie George’a Clooneya, tylko trochę młodszy), który zabiera ją w romantyczną podróż ku samopoznaniu.
- Gość, który przyszedł naprawiać ksero, wpadł na pomysł, by stworzyć głęboko kontemplacyjny, artystyczny film o facecie naprawiającym urządzenia biurowe.
Dobra… Tak naprawdę to większość z tych rzeczy wcale nie miała miejsca! (Nie mamy nawet w biurze boksów!) Pracujemy jednak ciężko nad tym, aby przygotować się do tego projektu organizacyjnie i marketingowo. Tworzymy plany i przydzielamy zadania. (Ktoś wprawdzie faktycznie próbował dodzwonić się do Scarlett Johansson z pytaniem, czy nie zgodziłaby się dla nas pracować, ale nigdy nie przekazano jej słuchawki.)
Jedna rzecz jest pewna – postanowiliśmy, że nakręcimy ten film w Wielkiej Brytanii, przy udziale prawdziwych brytyjskich aktorów i wytwórni filmowej. Rozważaliśmy kręcenie w Polsce, ale główną przeszkodą był niedostatek utalentowanych aktorów posługujących się nienaganną angielszczyzną. Jakkolwiek mamy tu całkiem sporo rodzimych użytkowników tego języka i nawet nakręciliśmy trochę materiału video z ich udziałem, to nawet pomimo ich szczerych chęci rzuca się w oczy, że nie są to profesjonaliści. Na szczęście jakiś czas temu nawiązaliśmy kontakty biznesowe wśród lokalnych wytwórni filmowych w Wielkiej Brytanii. Niedługo się do nich odezwiemy.
W